Wybraliśmy się z kolega postrzelać trochę piłek golfowych. Kolega jest gość, bo ma „zieloną kartę „.
Moje podejście było chyba jak większości , a co to takiego pyknąć w piłkę i po sprawie, nic bardziej mylnego, mowię Wam co ja się umordowałem żeby trafić piłkę i żeby w ogóle poleciała.
A kolega który jest trochę korpulentny , zamienił się w baletnicę która ma zwinność kota, aż miło było popatrzeć jak zwinnie się poruszał , ale co zielona karta, to zielona karta
No gdzie ten kij ?
Lekko ugięte kolana.
I pierdu.
Po odbiciu 30 piłeczek bylem cały mokry, polecam gorąco, bo można to robić z przyjaciółmi i naprawdę wciąga, chociaż jest bardziej niebezpieczne niż skoki spadochronowe, w każdym razie ja się zdecydowałem że też będę miał Zieloną kartę, do tego słyszałem że jak wygra Trump, to będzie można przyjeżdżać na nią do pracy do USA.
Nie siedźcie w domu ruszcie się i nie gnijcie. Bo w golfie tak jak i w życiu, ważny jest swing
I jak zwykle wierzę w Was, dacie radę , trzymam kciuki