Czasami tak bywa że
jak nałoży się parę problemów na raz, to w końcu nie wytrzymuję i bym eksplodował,
a to w pracy coś człowieka wkurzy, a to ktoś mi drogę zajechał, kasa która miała
wejść na konto nie weszła , no po prostu taki łańcuszek pierdół który powoduje żebym
zabił za mniej
Próbuję z tym walczyć
żeby się nie wściekać i jak pamiętam to liczę sobie głośno do dziesięciu i przeważnie
pomaga, ale zbyt rzadko o tym pamiętam haha.
Ostatnio leciałem
do Gdańska , podróż która normalnie trwa jakieś 5-6 godzin od drzwi. Na
lotnisko jechałem autobusem to jakieś półtorej godziny, zawsze mam jakąś książkę
albo kompa , tak że czas leci szybko do
tego tym razem jechała psina która była dodatkową atrakcją.
Szybka odprawa i
pierwsza zapowiedz problemów, odlot samolotu opóźniony o godzinę , po godzinie
znowu przełożyli , ciśnienie powoli rośnie ale zachowuję spokój, pól godziny później- lot odwołany , no
k… m…. , trudno co robić , odbieram walizę i próbuję się
czegoś dowiedzieć, zero informacji. W głównej hali tłoczy się kilkaset osób i
atakuje ludzików z informacji, do tego problemy z komunikacją bo większość lecących
to Polacy a te chamy z info nie nauczyły się polskiego, wszystko jeden wielki chaos
, biorę numerek i czekam jakieś trzy godzinki, w tym czasie przebukowałem sobie
bilet na lot dopiero za 24 godziny, wcześniej już nic nie było. Jak przychodzi
w końcu kolej na mnie, pan mnie grzecznie informuje że mi może przebukować bilet,
aha ? a co z hotelem ? no to proszę z
hotelu wziąć kwitek i napisać do Wizzaira żeby panu zwrócili, no zajebiście to
po to czekałem trzy godziny ?!!
Drepczę do hotelu
i liczę sobie głośno : raz, dwa, …. .
W hotelu znowu
problem, karta nie działa a ja nie mam gotówki !!! no super !!!. Wracam na lotnisko i udaje mi się znaleźć miejscówkę,
siadam sobie i już tylko chce mi się śmiać, no ciekawe co jeszcze mnie spotka ?
Ciąg dalszy n…