Do mojego
wczorajszego wywodu na temat bólu i z czym mi się kojarzy ,

Ale od
początku z kolegą postanowiliśmy polecieć na Kubę i wylądowaliśmy na Krecie ( tez na K ) ,

był
to taki spontan i właściwe w ostatnim momencie dowiedzieliśmy się dokąd lecimy,
ja w ogóle nic nie wiedziałem ale to jak zwykle , a kolega trochę zdążył poczytać,
nie chciało nam się uczestniczyć w ‘’ kretyńskich wieczorach’’ to sobie wypożyczyliśmy
motorek

i zwiedzaliśmy , kolega miał prawko a ja robiłem za hamulcowego , bo
pagórki tam są niezłe ponad 2000m , tak
ze hamulce nie łapały jak zjeżdżaliśmy, miałem butelkę z wodą , a ona krzyczał ze hamulce nie łapią to ja z
tej buteleczki polewałem tarcze i od razu zaczynały łapać.

Raz zaproponował
żebyśmy się przeszli wąwozem ‘’Samaria’’
, a ja ochoczo przystałem bo nie wiedziałem o co chodzi , ale za to była
okazja uczcić podjętą decyzję i tak tez zrobiliśmy , prosto z baru poszliśmy na
autobus , wyjazd był o piątej a po dwóch godzinach dojechaliśmy na miejsce.

Jak na początku
uważałem ze to bardzo fajny pomysł, ale jak dojechaliśmy a słoneczko zaczęło grzać
i kropelki kacowego potu powoli łączyły się w strumyczki, to już ten pomysł z wędrówka
nie wydawał mi się taki zabawny.

No i zaczęły
się schody ,

łupało w skroniach alkohol parował , a my szliśmy i szliśmy , po
godzinie miałem dosyć, niewyspanie , fajki i C2H5OH dawały o sobie znać w każdej milisekundzie.

Idąc w
takich bucikach na obcasikach ( zwróćcie uwagę na skarpetki)

, każde stąpniecie
na kamyku mogło skończyć się skręceniem kostki, ja zacząłem zachowywać się jak jakiś
debilny bachor, który cały czas pyta: a kiedy będziemy ?, kiedy dojedziemy ? ,
czy to już ? itd.

I tak szliśmy

i szliśmy ,
i szliśmy,

i szliśmy,

a z nami setki innych owieczek i kózek,

widoki były przepiękne , tylko tam nie było wiatru,
upal i gorąc doskwierały katastroficznie , taką rozrywką podczas marszu byli faceci którzy biegli
krzycząc ‘’ may day, may day’’ a za nimi osiołki na których siedziały
półomdlałe , ‘’Jaby’’ albo inne ‘’ Barbapapy ‘’

rozlewając się na grzbietach
biednych zwierzaków, takie miejscowe ambulanse.

I tak sobie spacerowaliśmy
– przez siedem godzin – k… m…. !!! hahaha

Ale doszliśmy
, bo tam trzeba dojść do końca, praktycznie nie ma możliwości wydostania się w
inny sposób, tyle szczęści nie miała dwójka rodzeństwa z Polski która parę lat
temu zgubiła się w wąwozie i zmarła z wycieńczenia.

Tak ze jak myślę
o bólu , to zawsze przypominam sobie Samarię , i jak byście się kiedyś zdecydowali
na taka wyprawę – to miejcie odpowiednie obuwie smileysmileysmiley