14-go października
przebiegłem i częściowo przeszedłem , 42km i 195 metrów w Maratonie
lizbońskim. Nie przypadkowo wybrałem tę datę , minęły dwa lata jak się
rozstałem i mam nadzieję że tym razem na zawsze, z moją miłością nikotynką ,
nie powiem udawało mi się ją rzucić wiele razy ale zawsze wracała J, to taka toksyczna hate and love
relacja.

A teraz już jej nie ma , nie ma
smrodu , bólu głowy , kaszlu , sprawdzania czy starczy papierosków do jutra , nie ma ciągłego
wyskakiwania na fajeczkę , na ćmika , nie ma delirki z powodu braku papierosów,
nie ma cuchnących włosów , cuchnącego ubrania czy wżartego smrodu nikotyny w tapicerkę samochodu , nie ma kawki i papieroska ,
nie ma cigareta po jedzeniu , nie ma szluga na czczo, nie ma już kiepa
towarzyskiego i nie ma papierocha na uspokojenie czy dla poddzierżki razgawora,
nie ma peta w upale , nie ma na mrozie.

Pa, pa nikotynko, i nie wracaj nigdy, nic mi nie dałaś , tylko mamiłaś i
oszukiwałaś , nic nie jesteś warta , no cóż ja mam ci powiedzieć ?, jesteś jak
niektóre osoby z którymi miałem do czynienia życiu , przeklęty dzień w którym cię spotkałem J

Start Maratonu był w miasteczku Cascais
położonym 30 km od Lizbony ,

Musiałem wstać o 4ej rano żeby dostać się na dworzec Cais do Sodre ,

i dojechać do Cascais. Mieszanka ‘’reisefieber’’ ,
ból gardła i sąsiad z ADHD , który całą noc
biegał a to do kibla , to do kuchni i coś pichcił , to na balkon zajarać ,
wszystko to spowodowało ze nie zmrużyłem oka, idąc w pustymi uliczkami Lizbony
w kierunku dworca czułem się jak rozgotowana fasola.

Na dworcu tylko parę osób ??? , o co chodzi? , dojeżdżam do Cascais i po
pól godziny docieram do startu, zimno i wieje wiat. W maratonie ma biec
przynajmniej parę tysięcy osób , a tu nawet setki nie ma !!!, okazało się ze start został przesunięty o
godzinę ze względu na pogodę, rozmawiam z kolegą biegaczem i pytam 15 min.
przed startem gdzie są wszyscy ludzie ?,

spokojnie , to Portugalczycy ,
zjawią się w ostatniej chwili , no i miał rację 10 min przed starem zaczęło się
zagęszczać, pytam gościa skąd to wiedział ?

-no bo sam jestem Portugalczykiem.:)

Po starcie zaczęliśmy się oddalać od Lizbony po 5 km w tył zwrot

i zostało
tylko 37 km do mety . Trochę tych biegów
w różnych miejscach zaliczyłem, ale jak na razie to były najpiękniejsze i
niepowtarzalne okoliczności przyrody ,

cala trasa wiodła wzdłuż wybrzeża
Atlantyku , plaże , surferzy którzy czekając na odpowiednia fale wyglądali jak
stado fok ,

fale wysokości wielopiętrowych domów rozbijające się o urwiska
skalane, no po prostu super , do tego pogoda przecudowna, zapomniałem o
zmęczeniu , o tym ze nie spałem ze mnie boli gardło. Jak minąłem most 25
kwietnia to już wiedziałem że dam radę i dobiegnę do celu.

Meta była na placu Praça do
Comércio ,
i chociaż to był mój drugi maraton

to tych emocji i tego uczucia szczęścia jak się
przekracza metę nie da się opisać to trzeba samemu przeżyć.

a poniżej link do fotek z samego biegu , i miejsc które mijałem podczas maratonu ale odwiedziłem z aparatem później.

https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/289081