to moje ulubione miejsce na Reunion, nie jest za duże ani za małe, ma kameralną plażę,
można się spokojnie kąpać, siatka chroni przed nieproszonymi głodnymi gośćmi, a jak za mała to można pojechać na Ermitage, to największa plaza na Reunion chroniona rafą koralową, położona jest zaledwie parę kilometrów od Saint-Gilles.
W SG jest mały port z którego wypływają stateczki z turystami spragnionymi emocji jakie dostarcza ”polowanie” na wieloryby i delfiny.
Jest wiele firm oferujących wypady dla nurków lub łowienie ryb, a jak ktoś woli spędzanie czasu na luzie, to może ”zarzucić” kotwicę w jednej z wielu tawern.
SG mam po prostu klimat i atmosferę, każdy chybaby znalazł coś dla siebie.
Mieścina spodobała mi się już podczas poprzedniego pobytu na Reunion,
tak samo jak dwa lata temu zatrzymałem się u p. Pierra w jego kolorowym hoteliku de la Plage.
Jedną z wielu ”atrakcji” Saint Gilles jest madame Tzong
i jej sklepik który w pewnym sensie jest lokalnym wariantem GS-ów Samopomocy Chłopskiej.
Gminne Spółdzielnie pamiętam z obozów i koloni, często była to główna atrakcja wypoczynku za miastem, z takich wakacji przywoziło się do domu nie tylko wszy ale również mnóstwo badziewia zakupionego w GS-ach. Te wiejskie sklepiki miały wszystko, od sznurka do snopowiązałki, przez chemię gospodarczą, żywność, elektrosprzęty, lokalne wynalazki, po badziewne śpioszki dla maluszków. Wpadaliśmy do takich sklepików i zaopatrywaliśmy się w przeterminowane słodycze, herbatniki no i oczywiście oranżadę w proszku.
Obowiązkowe były zakupy tabaki, piłeczek kauczukowych i wszystkich innych rzeczy których nie było w kioskach Ruch-u.
Takie GS-y prowadzone przez Chińczyków wyglądają na całej wyspie identycznie, można w nich kupić wszystko, w każdym jest jakaś madame albo monsieur którzy podobnie jak ich sklepy mają dobrze ponad 100 lat, sklepy prowadzą razem z dziećmi, wnukami i prawnukami.
Te chińskie GS-y są również mniej lub bardziej legalnymi wyszynkami, sklepik Madame Tzong nie jest tutaj wyjątkiem, to miejsce socjalizacji i integracji, lokalsi już od samego rana wpadają na piwo które spokojnie można spożyć na miejscu ”zagryzając” papieroskiem, można tez wypić 40-kę rumu jak to czyni wielu tatusiów podczas gdy ich pociechy szczebioczą w wózeczkach.
Z p. Tzong wiąże się również pewne zdarzenie które miało miejsce. Jednego dnia umówiłem się na nurkowanie w lokalnym klubie, mieliśmy wyruszyć o 9-ej, wstałem wcześniej i pomyślałem ze pojadę na plażę porobić fotki, w trakcie sesji doznałem bolesnego ”skrętu” w jelitach, poczułem się znowu jak na Madagaskarze, tam takie skręty były codziennością, należało mieć papier przy sobie, bo nie wiadomo kiedy nastąpi atak.
Od powrotu na Reunion minęło już parę dni i powoli się wszystko normowało, dlatego tym bardziej bylem zaskoczony atakiem który tak samo szybko znikł jak się pojawił, a tam, to tylko gazy pomyślałem, dopiero jak usiadłem za kierownica okazało się jak bardzo się myliłem. Jeżeli ktoś z was jeździł na rowerze z gaciami z gąbką to wie o czym mówię, normalnie jak bym miał pieluchę, do tego ten aromat.
No i panika za chwile nurkowanie a ja obs…y, pojechałem do lokalnego sracza, no i du…a, brak papieru i wody, uratowała mnie pani Tzong kupiłem papier i gacie.
Nurkowałem w wielu miejscach, Morze Śródziemne, Karaiby, Morze Czerwone, Morze Andamańskie, i każde nurkowanie to nowa przygoda, nurkowanie w Oceanie Indyjskim to kolejna, bezdyskusyjnie Egipt i morze Czerwone to najlepsze miejsce w jakich nurkowałem, ale zobaczyć kilkanaście płaszczek ” śpiących na dnie” to przebija wszystko 🙂
zreszą zobaczcie sami
A ponizej link do fotek
https://zdjecia.podrozemaleiduze.eu/#collection/809b5a3f-f044-4b2c-b423-1463c7e26e9e